Przedkłady 2 (NOWOŚĆ!)
ROBERT HERRICK (1591-1674)
Delight in Disorder
A sweet disorder in the dress
Kindles in clothes a wantonness;
A lawn about the shoulders thrown
Into a fine distraction;
An erring lace, which here and there
Enthralls the crimson stomacher;
A cuff neglectful, and thereby
Ribands to flow confusedly;
A winning wave, deserving note,
In the tempestuous petticoat;
A careless shoe-string, in whose tie
I see a wild civility:
Do more bewitch me, than when art
Is too precise in every part.
Rozkosz w nieładzie
Gdy się w szczegółach stroju mości
Nieład – to przejaw frywolności:
Batyst, co zsuwa się z ramienia
W zgrabnym wyrazie roztargnienia,
Sznurek, co wchodzi i wychodzi
Z dziurek, dość luźno wiążąc przodzik,
Mankiet niedbały, co w ten sposób
Wstążki zrządzeniem puszcza losu,
Fałdka, co tylko temu służy,
By się w spódniczki znaleźć burzy,
Choć zawiązane, sznurowadło,
Co tak bez żadnych trosk opadło –
Pieszczą wzrok w sposób bardziej czuły,
Niż gdy to sztuka brnie w szczegóły.
przełożył Maciej Froński
GEORGE HERBERT (1593-1633)
Virtue
Sweet day, so cool, so calm, so bright,
The bridal of the earth and sky;
The dew shall weep thy fall to-night,
For thou must die.
Sweet rose, whose hue angry and brave
Bids the rash gazer wipe his eye;
Thy root is ever in its grave,
And thou must die.
Sweet spring, full of sweet days and roses,
A box where sweets compacted lie;
My music shows ye have your closes,
And all must die.
Only a sweet and virtuous soul,
Like season'd timber, never gives;
But though the whole world turn to coal,
Then chiefly lives.
Cnota
Cudny dniu, który w pogodnej godzinie
Nieba i ziemi połączyłeś dłonie,
Z wieczornej rosy łzą na ciebie spłynie
Śmiertelny koniec.
Cudna różo tak barwna, że na ciebie
Nawet zuchwalec patrzeć już nie może,
Od dawna korzeń twój słał sobie w glebie
Śmiertelne łoże.
Cudowna wiosno, co kwieciem się puszysz
(Miałabyś w perfum puzdrze towarzysza),
Z nut moich czytam, że cię wnet zagłuszy
Śmiertelna cisza.
Cudna, cnotliwa dusza - ta jest mocna,
Jak drewno, które wyschło należycie;
Dopiero, gdy się świat spopieli do cna,
Zaczyna życie.
przełożył Maciej Froński
WILLIAM BLAKE (1757-1827)
And did those feet in ancient time…
And did those feet in ancient time
Walk upon England’s mountain green?
And was the holy Lamb of God
On England’s pleasant pastures seen?
And did the Countenance Divine
Shine forth upon our clouded hills?
And was Jerusalem builded here
Among these dark Satanic mills?
Bring me my bow of burning gold:
Bring me my arrows of desire:
Bring me my spear: O clouds unfold!
Bring me my chariot of fire.
I will not cease from mental fight,
Nor shall my sword sleep in my hand
Till we have built Jerusalem
In England’s green and pleasant land.
A czy te stopy w dawnych czasach…
A czy te stopy w dawnych czasach
Znaczyły Anglii górskie drogi?
Lub się Baranek Boży pasał
Na naszej Anglii łąkach błogich?
Czy Pańskie Lico rozjaśniało
Nasze spowite mgłą wyżyny?
A Jeruzalem, czy tu stało,
Gdzie Szatan sklecił swoje młyny?
Mój łuk przynieście złoty, który
Na strzałach niesie pożądanie,
I włócznię; więcej miejsca, chmury!
Mój rydwan ognia niech tu stanie.
W bitewnym niech nie padnę szale
I niech w mym ręku miecz nie zaśnie,
Aż zbudujemy Jeruzalem
Tu, na angielskiej ziemi właśnie.
przełożył Maciej Froński
WALT WHITMAN (1819-1892)
O, Captain! My Captain!
O Captain! my Captain! our fearful trip is done,
The ship has weather'd every rack, the prize we sought is won,
The port is near, the bells I hear, the people all exulting,
While follow eyes the steady keel, the vessel grim and daring;
But O heart! heart! heart!
O the bleeding drops of red,
Where on the deck my Captain lies,
Fallen cold and dead.
O Captain! my Captain! rise up and hear the bells;
Rise up - for you the flag is flung - for you the bugle trills,
For you bouquets and ribbon'd wreaths - for you the shores a-crowding,
For you they call, the swaying mass, their eager faces turning;
Hear Captain! dear father!
The arm beneath your head!
It is some dream that on the deck,
You’ve fallen cold and dead.
My Captain does not answer, his lips are pale and still,
My father does not feel my arm, he has no pulse nor will,
The ship is anchor'd safe and sound, its voyage closed and done,
From fearful trip the victor ship comes in with object won;
Exult O shore, and ring O bells!
But I with mournful tread,
Walk the deck my Captain lies,
Fallen cold and dead.
O, Kapitanie miły mój!
O, Kapitanie miły mój! Wyścigu dobiegł kres,
Nasz okręt szybszy jest od chmur, nagroda nasza jest,
Już port tuż-tuż, wśród dzwonów burz tłum wyległ na nabrzeże,
Do mety prosty wiedzie szlak, czy ktoś się z nami zmierzy?
Lecz, serce! Co ja widzę?
Czerwone krople krwi!
Kapitan mój na pokład padł,
Śmiertelnym snem już śpi.
Mój Kapitanie, wstańże, wstań! Dla ciebie bije dzwon,
Dla ciebie łopot flag i brzmi zwycięski trąbki ton,
I kwiatów pęk, i setki wstęg, i w porcie tłum się tłoczy,
Nazwisko twoje poznać chce, w twój okręt wbija oczy;
Lecz Kapitanie, ojcze!
To chyba mi się śni,
Że na ramieniu wsparłszy skroń
Śmiertelnym snem tu śpisz.
Kapitan mój nie mówi nic; przeraża bladość ust,
Już nic nie czuje ani wie, już ustał jego puls,
Przycumowano w porcie wnet, wszak końca wyścig dobiegł,
Zwycięską łódź, co fale pruć po całym może globie.
Krzycz, tłumie! Bijcie, dzwony!
Lecz moje ciało drży,
Bo mój Kapitan, ojciec mój,
Śmiertelnym snem tu śpi.
przełożył Maciej Froński
WILLIAM ERNEST HENLEY (1849-1903)
Invictus
Out of the night that covers me,
Black as the pit from pole to pole,
I thank whatever gods may be
For my unconquerable soul.
In the fell clutch of circumstance
I have not winced nor cried aloud.
Under the bludgeonings of chance
My head is bloody, but unbowed.
Beyond this place of wrath and tears
Looms but the Horror of the shade,
And yet the menace of the years
Finds and shall find me unafraid.
It matters not how strait the gate,
How charged with punishments the scroll.
I am the master of my fate:
I am the captain of my soul.
Invictus
Z nocy, co wokół mnie zapada,
Czarnej jak samo piekła łono,
Bogu czy bogom – dzięki składam
Za duszę swą niezwyciężoną.
W tego, co cierpię tu, okowach
Ani się krzywię, a pod chłostą
Trafu krwią spływa moja głowa,
Lecz ją niezmiennie trzymam prosto.
Poza padołem tym goryczy
Tylko się Strach przed cieniem czai,
Grozie lat, chociaż z nią się liczę,
Przystępu w serca głąb nie daję.
Nieważne, jak jest wąska brama,
Spis kar się jakim ciągnie zwojem,
Bo swego losu jestem panem
I kapitanem duszy swojej.
przełożył Maciej Froński
WILLIAM BUTLER YEATS (1865-1939)
An Irish Airman Foresees His Death
I know that I shall meet my fate
Somewhere among the clouds above;
Those that I fight I do not hate,
Those that I guard I do not love;
My county is Kiltartan Cross,
My countrymen Kiltartan’s poor,
No likely end could bring them loss
Or leave them happier than before.
Nor law, nor duty bade me fight,
Nor public men, nor cheering crowds,
A lonely impulse of delight
Drove to this tumult in the clouds;
I balanced all, brought all to mind,
The years to come seemed waste of breath,
A waste of breath the years behind
In balance with this life, this death.
Irlandzki lotnik przeczuwa swoja śmierć
Że się dopełni los mój, wiem,
Gdzieś wśród znaczonych w chmurach dróg;
Nie kocham, których bronię, ziem,
Przeciwnik mój to nie mój wróg;
Krzyż kiltartański to mój kraj,
Lud kiltartański to mój lud,
Z mej śmierci dla nich ani raj,
Ni nie wyniknie większy głód.
Nie obowiązek pcha mnie w bój,
Ni prawo ani pochwał chór,
Lecz poryw marzeń mnie w ten znój,
W to kłębowisko rzucił chmur.
Zważyłem w głowie każdą rzecz,
Lata przede mną – marność już,
Tym większa marność – lata wstecz,
Gdy śmierć i życie stawiam tuż.
przełożył Maciej Froński